Zabawa w "Króla Mięsopusta"
W królestwie starożytnej Mezopotamii uprawiano w pewnych okolicznościach dość niezwykłą zabawą. Na parą dni obierano władcą kraju najnędzniejszego z jego mieszkańców, najczęściej niezbyt normalnego. Zabawa kończyła się jednak okrutnie - koronowanego biedaka ofiarowywano bogom. Ten motyw karnawałowej zamiany ról właściwy jednakowo różnym kulturom i epokom stał się jednym z najczęściej pojawiających się motywów literackich. U nas miał on zazwyczaj charakter ludowy, chodziło w nim bowiem o zabawę "z chłopa król". Wspomnijmy tu tylko choćby Grabca z "Balladyny" Słowackiego.
Cóż to jednak znaczy, jeśli do takiego tematu bierze się autor współczesny? Jarosław Marek Rymkiewicz, autor "Króla Mięsopusta" ma w tej sprawie szerszą teorię, sprowadzającą się do stwierdzenia, że w skarbnicy ludzkiej kultury są tematy, postawy i postacie wieczne i tylko one warte są naszego autentycznego zainteresowania. Myśl słuszna, ale nie poparta odpowiedniej wagi praktyką literacką. Farsę swoją zaludnia Rymkiewicz postaciami - symbolami, każe im jeszcze raz grać znane wszystkim role. Po co? Żeby pożonglować tyradami o życiu i śmierci,o władzy i rządzonych? Z tymi pytaniami niestety opuszcza się teatr. Spektakl w warszawskim Teatrze Dramatycznym odpowiedzi bowiem na nie nie daje. Ale może są to pytania nietaktowne i niepotrzebne, bo może jak w karnawale chodzi tu tylko o zabawę? Ta wersja najbardziej pasuje do scenicznego kształtu "Króla Mięsopusta". Zabawa w teatrze jest przednia. Jak to w farsie - aktorzy szaleją na scenie i na widowni, pełno jest ruchu, gwaru, gestu i tańca. Znakomity jest zwłaszcza Mieczysław Czechowicz (Florek). W roli księżniczki Rosalindy zaskakuje świetnie się czująca jako postać komediowa Katarzyna Łaniewska. Reżyseria: Jan Bratkowski. Scenografia (bardzo pomysłowa) Krystyny Zachwatowicz.